10 czerwca 2013

#Chapter3 'You shouldn't be here.' ♡

- Nie chciałam tego, nie rozumiesz? On mnie zmusił!- krzyknęłam od razu zaprzeczając i zacisnęłam mocno szczękę.
- Nie bądź dzieckiem. Dobrze wiedziałaś jak się to skończy.- prychnęła.
- Cholernie się zmieniłaś, nie lubię cie takiej.- wyszeptałam, odwracając się na pięcie.
- Daj spokój.- odpowiedziała szybko, ściskając zbyt mocno mój nadgarstek. Ten sam nadgarstek za który ścisnął on, wczoraj. Od razu się wyrwałam. Olivia stanęła naprzeciwko mnie i mocno przycisnęła swoje usta do moich.- Zostań na noc, rodzice dziś nie wrócą.- zakończyła z lekkim uśmiechem.
- Okej.- przystałam na propozycję, pamiętając o dzisiejszej sytuacji z matką. Nie chciałam jej widzieć po dość ostrej wymianie zdań.
Skierowałam się na kanapę i włączyłam pierwszą lepszą stację muzyczną, po czym okryłam się miękkim kocem. Olivia krzątała się jeszcze chwilę w kuchni i dołączyła do mnie. W efekcie zasnęłyśmy przy cichym rytmie Coldplay’a.

Po przebudzeniu zaczęłam wodzić wzrokiem po ścianie w poszukiwaniu zegara. Właśnie wybiła dwudziesta pierwsza.
- Wstawaj.- powiedziałam cicho, lekko szturchając  ramię dziewczyny.
- Która godzina?- zapytała zaspana, przecierając oczy, tym samym rujnując jeszcze bardziej wczorajszy eyeliner i maskarę.
- Spójrz na zegar.- odpowiedziałam na odczepne.- Chodźmy coś zjeść, bo nie spodziewam się niczego po twojej lodówce.- mruknęłam z niezadowoleniem.
- Pół godziny na ogarnięcie i spotykamy się pod drzwiami.- powiedziała i obie ruszyłyśmy do jej sypialni. Bez słowa przebierałam w szafie, próbując znaleźć coś bardziej odpowiedniego na tę godzinę. Z gotowym zestawem w ręku zajęłam gościnną łazienkę i idealnie zmieściłam się w ustalonym czasie. Wyszłyśmy gotowe przed mieszkanie, próbując złapać jedną z pędzących taksówek i w końcu dopięłyśmy swego.
- Gdzie jedziemy?- zapytał kierowca ustawiając lusterko tak, by nas widzieć.
- Do najbliższego McDonald’s.- odpowiedziałam, a on kiwnął głową. Od razu spotkałam się ze zdziwionym wzrokiem Olivii.- Pieprzę dietę.- wyjaśniłam, na co to wzruszyła tylko ramionami.



Gdy dotarłyśmy na miejsce złożyłyśmy się po połowie na rachunek i ruszyłyśmy do wejścia. Zamówiłyśmy podwójny zestaw z kanapką, dużymi frytkami i półlitrowe kubki zimnej Coca- Coli. Porobiłyśmy kilka zdjęć i od razu wrzuciłyśmy je na IG.
- Mój Boże!- krzyknęła rudowłosa, plując na około resztkami kanapki. Wykrzywiłam twarz z obrzydzeniem.
- Uważaj trochę.- powiedziałam, wycierając palec w jej rękaw.
- Zobacz tylko!- powiedziała podenerwowana pokazując mi ekran komórki. Nie wiedziałam o co jej chodzi, co od razu wyczuła.- Impreza u Jess, Jerry mnie tam zaprosił!- ogłosiła.
- Który Jerry?- zapytałam zdziwiona.
-  Czy to ważne..- odparła pod nosem.- W każdym razie muszę cię tu zostawić, trzymaj się!- pożegnała się szybko.- Oh, byłabym zapomniała! Łap!- rzuciła klucze w moja stronę i wysłała pospiesznie buziaka w powietrzu. Odpowiedziałam jej tym samym.



                Siedziałam w restauracji do dwudziestej drugiej, kiedy już znudziło mi się ciągłe sprawdzanie Twittera i sms’owanie z koleżanką. Nie miałam ochoty na ponowną przejażdżkę taxi, więc zdecydowałam się iść pieszo. Była to ponad godzina marszu, ale wiedziałam dobrze na co się decyduję.Dziękowałam w myślach Bogu za to, że nie zapomniałam o słuchawkach. Szybko wsunęłam je do uszu i puściłam jakiś liryczny kawałek. Po niecałych piętnastu minutach usłyszałam stłumione, męskie krzyki, momentalnie przeszedł mnie dreszcz. Nie przestałam iść i zmieniłam piosnkę na bardziej energiczną i zwiększyłam głośność. Od razu lepiej.
Nigdy nie szłam tamtą drogą pieszo, więc byłam zdana na swój zmysł w terenie, który był całkiem nieźle rozwinięty. Zresztą znałam tę trasę doskonale, pomijając fakt, że przemierzałam ją zawsze rankiem i to ciepłym, wygodnym autem.
Poczułam wibrację telefonu, który znajdował się w kieszeni, przez co instynktownie zdjęłam prawą słuchawkę. Okazało się, że przyszedł do mnie kolejny sms z nic nieznaczącą reklamą.
Zauważyłam duży, murowany budynek z obdrapanymi ścianami. Mogłabym przysiąc, że nigdy go tam nie widziałam! Rozejrzałam się nerwowo wokoło- nie było nic oprócz dwóch rzędów drzew po bokach, ciasnej ścieżki na której właśnie stałam i owej rudery.  Wolnym krokiem ruszyłam w jej stronę, chowając do torebki telefon. Byłam tylko ja i cisza, którą przerwał już bardziej zdecydowany głos, prawdopodobnie należący do tego samego właściciela co wcześniej.

-  Gdzie  one są?!- wydarł się mężczyzna jeszcze raz. Serce zabiło mi ekstremalnie szybko, a nogi same powiodły pod surowy mur. Przylgnęłam do niego całym ciałem i wysunęłam delikatnie głowę. Zobaczyłam czterech mężczyzn ubranych jednakowo. I jego. Z pierwszą raną na czole, z której sączyła się równomiernie stróżka krwi, zakreślająca własną drogę wokół idealnych rysów.

                Chłopak, który stał przodem do mężczyzn i jednocześnie do mnie wyglądał bardzo niewinnie. Jakby był zastraszony. Tak, zdecydowanie został porwany.
- Pytam się ostatni raz. Gdzie. Są. Pieniądze.- wysyczał jeden z czwórki. Wzdrygnęłam się tylko. Nieznajomy nic nie odpowiedział, za co od razu został ukarany ciosem w brzuch. Miał na sobie szarą, luźną bluzę i nie mogłam nawet określić czy był na tyle silny, by mógł sam się obronić. Widziałam jedynie, że jest najwyższy z nich wszystkich. Właściwie nie powinnam tam przychodzić. Z jednej strony miała ochotę uciec do mieszkania przyjaciółki, a z drugiej zadziałać w obronie chłopaka. Tylko jak chciałam to zrobić ze swoją marną tróją z w-f’u i mięśniami kategorii bagietki? W efekcie przemyślenia sprawy wiąż obserwowałam sytuację z boku. Nieoczekiwanie role się odwróciły. Poturbowany rzucił się  impetem na swoich oprawców, okładając ich pięściami. Otworzyłam szerzej oczy z niedowierzaniem i głębiej wsunęłam się za ścianę. Rozprawił się z wszystkimi. Cała czwórka leżała na mokrej glebie krztusząc się własną krwią. W tamtym momencie poczułam mocny uścisk na biodrach.
- Nie powinno cię tu być.- powiedział ktoś stojący za mną. Dokładnie widziałam, że nikt nie ruszył się z wnętrza budynku. Serce biło mi tak szybko, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. Odwróciłam się z impetem o sto osiemdziesiąt stopni, radząc sobie z nieznajomymi rękoma.



Zobaczyłam chłopaka z lekkim zarostem na kościach policzkowych, idealnie ułożoną fryzurą, w obcisłych rurkach i dopasowanym, czarnym płaszczem.
- Ja.. wiem, przepraszam.- zdołałam wydusić, niespokojnie lustrując otoczenie wyznaczając sobie drogę ucieczki. Kiedy zrobiłam pierwszy krok, zostałam automatycznie przyciśnięta do ściany.
- Widziałaś dość, nie możesz tak po prostu..- mówił okręcając sobie jeden z moich kosmyków.- odejść.- skończył. Z wnęki wyłoniła się postać, która wcześniej wywarła na mnie wrażenie. Teraz jedynie wywoływała strach.
- Po co przyprowadzasz tu swoje dziwki?- zapytał niskim, zachrypniętym głosem.


**********
Jest i rozdział trzeci! Mam nadzieję, że pamiętacie o zasadzie 'czytam/komentuję', o której właśnie informuję c:
Następna odsłona za równy tydzień!
#Chapter4 'Don't cry'.♡: 17.06.2013r.
ℒℴѵℯ 


4 komentarze:

  1. Aaaaaaaaaaaa.... Zayn! *.* Teraz to już jestem mega zniecierpliwiona. Dodawaj nowy szybko. ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero odkryłam twoje opowiadanie, świetne! Czekam na nn jutrzejszy :D

    OdpowiedzUsuń
  3. O mój Boże,jestem okropna.TAK,WIEM.Kobieto,wybacz mnie,nędznej dziewce ;c Miniony tydzień miałam tak zwariowany i tak odcięty od internetowego świata,że sama nie ogarnęłam swoich blogów.Ale koniec końców,jestem tu i powiem Ci,że rozdział mega! Szczególnie końcówka,mimo że mroczna to podoba mi się,o yea! Lubię takiego Zayna :D I jeszcze ta muzyka (oczywiście pamiętasz,że w kwestii muzycznej jesteśmy bratnimi duszami?) oddaje mega zarąbisty klimat ;D w takim razie czekam do jutra na nowy! <3 muah! x

    OdpowiedzUsuń
  4. mrr należy Ci się porządny buziak :*

    OdpowiedzUsuń